czwartek, 25 stycznia 2018

Shelby!




Imię: Shelby

Pseudonim: Shelly, Szelma lub (krótko) Shel
Płeć: suka
Wiek: 4 lata
Urodziny: 01.07
Rasa: husky syberyjski, chociaż niewątpliwie ma też coś w sobie z mieszańca
Ranga: alfa
Monety: 0
Rodzina: Nie lubi o niej wspominać, 
Partner: Może i szuka może nie, to nawet zagadka dla niej samej
Potomstwo: brak
Charakter: Shelby to raczej tajemnicza, cicha i spokojna dusza - nie potrzebuje zamieszania. Jej pysk nie wyraża zbyt wiele, zawsze wydaje się być zadowolona, choć w rzeczywistości jest nieco przygnębiona życiem. Stara się być stanowcza, ale nie raz widzisz jak próbuje na siłę uzyskać poważną minę, a potem leży w liściach i śmieje się ze wszystkimi wkoło. Ma dystans do siebie. Lubi zapomnieć czasami o całym bożym świecie, buja wtedy sobie w obłokach, ale jeśli sytuacja wymaga skupienia zachowuje je w stu- jeden procentach. Takie niuanse sprawiają, że jest brana za miłą, zabawną czy pieszczotliwą sunię. Jednak strzeż się w środku kryje się świetna dowódczyni, czy w razie potrzeby morderczyni. Chociaż marzy jej się czasami aby ktoś przytulił ją w końcu i otoczył opieką... Na ogół cierpliwa, i bardzo wyrozumiała, ale nie myśl, że tak szybko wybaczy Ci zdradę, czy jakiś przestępek. Pamięta wiele rzeczy, i czasami potrafi przypomnieć, po parunastu miesiącach jak to ... No nie ważne. Także uważaj przy niej, a tym bardziej jeśli jesteś łamagą, ale o tym da Ci raczej znać w miarę dyskretnie. Mimo to zawsze możesz jej zaufać, a ona i tak dotrzyma Twojej tajemnicy, nawet gdyby miała wejść przez to w ogień. Jest wrażliwa na krzywdę dziejącą się wokół niej, i jeżeli zdarzy się jakaś sytuacja - od razu zareaguje. W każdym widzi dobro, co rzadko się zdarza wśród psów, jednak ją samą spowija smutek z powodu utraty najważniejszych dla niej osób. 
Historia: Shelby urodziła się na któryś z ciepłych dni lipca, w wykrocie obok wielkiego, rozłożystego świerku, wraz z dwójką rodzeństwa, jako potomkini alf. Członkowie stada patrzyli na nowo narodzonych członków ze sporym zaufaniem, rychło pojawiło się także przekonanie, że dalej poprowadzą watahę, i zapewnią spokojną przyszłość, taką jakiej jeszcze dotąd nie było.
 Nasza bohaterka była najmniejszą z miotu, o wątłym, skulonym ciałku. Jej brat miał sierść niczym kora drzew, która czasami połyskiwała pod wpływem światła, i wyglądała wtedy, jak gdyby każdy włos miał się zaraz rozrzażyć i zmienić się w mały płomyczek. Kolejnym szczenięciem była Sonia. Ta w odróżnieniu od rodzeństwa miała wściekłe rude umaszczenie, i rzucała się każdemu w oczy, zresztą później nie grzeszyła urodą. Nosiła wysoko głowę, i zawsze dumnie wypinała pierś.
   Tygodnie dzieciństwa mijały rodzeństwu w dostatku, wśród zabaw i nauki. Każdy dzień dostarczał im coraz to nowszych wrażeń, a z każdym dniem sprawniej wyszukiwali tropy wśród trawy i ziół, zapachy na wietrze. I tak rośli. Ogólnie rzecz biorąc, życie było dla nich sielanką. Ich rodzice byli młodzi, i pełni sił, dostarczali wszystkiego co potrzebne, wkrótce stali się tak jak oni. Władza jednak pozostawała poza ich zasięgiem. 
   Jako młodzi wychowankowie upodobali sobie różne zajęcia: Rangle, jako spokojny duch zajmował się typowymi dla stada zadaniami, często pomagał ojcu, i dobrze się z nim dogadywał, Sonia, z początku była spokojna, i zrównoważona, pomagała innym członkom stada w codziennych problemach. Uwielbiała spędzać czas z jej o parę minut młodszą siostrą. Razem przeżywały wszystkie przygody, I odkrywały nowe rzeczy...
    Po czasie z Sonią stało się coś dziwnego. Pragnienie władzy zmąciło jej głowę. Martwiono się o nią, ale tak naprawdę tylko Shelby z bratem wiedzieli, co się z nią działo w środku, i jaki bój toczyła. Walka z samą sobą wymęczała ją do tego stopnia, że w furię popadała w najmniej oczekiwanym momencie. Szczeniaki w stadzie pilnowały się jak nigdy dotąd. Aby utrzymać pozory potrafiła, chociaż przychodziło jej to z wielkim trudem, stłamsić swe emocje przy starszych, by nie dawać im czegokolwiek do myślenia. Rodzinę odrzuciła na bok.
   Jako siostry Shelby i Sonia były nierozłączne, na każdym kroku mogły liczyć na swoją pomoc, czuły się przy sobie raźniej. Wszystko było dobrze, do czasu, który zmienił jej serce i pewnego dnia Sonia znikła niczym cień pod osłoną nocy. Nie wróciła. Minęło kilka miesięcy, i Shelby chcąc ją odszukać,  mimo tego co siosra jej zrobiła, wybierała się na wędrówki poza tereny watahy, a wtedy samotnie nawoływała ją - lecz bez skutku. Smutek zapanował w watadze a suczka wybierałam się coraz dalej nie bacząc na sprawy watahy. Zbliżała się zima, było coraz mniej zwierzyny - jakby przeczuwała co się niedługo potem stanie. Należało zapolować dla słabszych, czy schorowanych osobników, a dla suki była to błahostka, jednak nie obchodziło ją to. Zapadła w melancholię, chodziła jak duch, i wsłuchiwała się w pieśni ptaków oraz szum drzew zastanawiając się nad sensem tego wszystkiego. Dlaczego uciekła? Czemu ją odrzuciła , i opuściła rodzinę? Co ją spotkało? Dlaczego nie wraca? Umarła?! Byłą tylko pustka w głowie, a wydawało się jej, że ją znała, lecz teraz nie wiedziała o niej nic. 
   Kiedy któregoś razu wróciła do domu, usłyszała tragiczne wieści. Ojciec wyruszył za nią, bo długo nie wracała, żeby odnaleźć ją i porozmawiać o Soni, lecz ktoś tuż na granicy, zamordował go. Widać było, że stoczył walkę zanim odszedł, a jego rozszarpana skóra, i szkarłatna na tle śniegu krew zdobiła teraz zimowy krajobraz. Ślady zasypał śnieg wraz z nadzieją na odnalezienie zabójcy. 
   Było coraz gorzej, nikomu w watadze nie powiedziano co się stało z ich przewodnikiem by nie niepokoić ich. To jednak wywołało jeszcze większą panikę, nikt nie wiedział co się dzieje, a śniegu przybywało, i zagłębiał się wszędzie, gdzie tylko się dało, odbierając przestrzeń. 
    Suka ponownie wybrała się na wyprawę, już ostatnią w tym roku, by chociaż znaleźć pożywienie, jednak nie udało jej się nic wypatrzeć. To było okropne dla niej uczucie - kolejny raz zawieść rodzinę. Gdy wracała czułam jak zimno przeszywało ją na wskroś, coraz bardziej im bliżej byłam watahy. Jednak jej nie zastała. Na nagich drzewach siedziały kruki, jak gdyby nic się nie stało. Nie było nikogo, żadnych śladów. Jaskinie były puste, nie było niczego ani nikogo. Z pasja przeszukiwała wszystkie mieszkania i wołała ich... Lecz na próżno. Nikt nie przyszedł. Wokół była sama pustka. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, gorzkie łzy popłynęły z jej oczu i spłynęły po szarym pysku. Zaświecił nocny księżyc a ona zawyła na pożegnanie, i nigdy więcej tego nie zrobiła. Jej myśli nie miały już jakiegokolwiek sensu. Nie było żadnej odpowiedzi na jej pytania. Lament wypełnił ciszę.
     Ze smutku wyrwał ją dopiero narastający głód, udała się więc gdzieś w dalsze tereny by mieć dostatek jedzenia. Rozwijała swoje umiejętności, i wędrowała, by tylko zapomnieć. Po części udało się jej, ale wszystko nawracało gdy przychodziła noc.
      W końcu jednak przerwała ten stan, i wyruszyła w drogę powrotną, by dać watadze nowy początek.
Upomnienia i pochwały: 0/0
Login: Marca9 - howrse, Rogacz - doggi
Inne zdjęcia: 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz